W pewnym bloku na parterze mieszkała sobie pani. Była bardzo wesołą i dobrą osobą. Koleżanki do niej przychodziły często, gdyż umiała doradzić bądź pocieszyć w trudnej sytuacji. Zresztą, ona sama uwielbiała pomagać.
W któryś dzień uchyliła duże okno, prowadzące jednocześnie na balkon, i tak pozostawiła, gdyż trochę świeżego powietrza nigdy w domu nie zaszkodzi. Gdy zajmowała się w kuchni myciem szklanek w zlewie, nagle usłyszała jakiś odgłos. Wstrzymała się więc ze swoim zajęciem na chwilę, ale nie udało się nic więcej zasłyszeć – kontynuowała więc dalej. Wtem – znowuż jakiś szelest. Kobieta wytarła więc ręce w ręcznik i podeszła do balkonowego okna. Tam zobaczyła obiekt owych odgłosów i szelestów.
Na balkonie wałęsał się kotek w kolorze czarnym, a o białych łapkach, co wyglądało, jakby posiadał skarpetki. Dodatkowo zwierzątko nic sobie nie robiło z podglądającego go człowieka i buszowało dalej. Pani była zafascynowana tym, co widzi, zwłaszcza gdy kot patrzył jej, raz po raz, prosto w oczy. Zdecydowała się więc otworzyć drzwi prowadzące na balkon, mając nadzieję, że futrzany gość się nie spłoszy. Ten natomiast nie mało, iż tego nie zrobił, to wszedł pod nogami do wnętrza mieszkania.
I tak pani zaczęła posiadać nowego towarzysza życia. Co prawda kotki lubią chodzić swoimi ścieżkami, więc swoje stałe legowisko posiadał na balkonie. Stąd mógł swobodnie poczynić wędrówkę na zewnątrz, z czego chętnie korzystał. Lecz często wracał do zrobionej na balkonie przez panią kryjówki. A gdy tylko usłyszał, że jest ona w domu, zaraz pomiałkiwał, aby go wpuścić.
Pani i kotek żyli ze sobą w zgodzie i cieszyli się własnym towarzystwem przez wiele lat.